Never say never |
- Jesteś jakaś dziwna. - stwierdza blondynka co chwilę spoglądając na mnie.
Powiedzieć jej? Trudno, spróbuję.
- Camilla wróciła - wzdycham cicho i opieram czoło o blat stolika.
- Tak mi przykro... - szpcze cicho, dotykając mojej dłoni. Podnoszę się i posyłam jej wymuszony uśmiech. - Ale wiesz co jest najgorsze ? - kiwa przeczaco głową.
- Jest to dziewczyna Verdas'a. - twarz mojej przyjaciółki nie wyraża żadnych emocji. Jedynie jakby się nad czymś zastanawiała.
- Wiedziałaś - szepczę, w moich oczach zaczynają zbierać się łzy. - Wiedziałaś i nic mi nie powiedziałeś - mówię z wyrzutem. Ferro chce coś powiedzieć, lecz nie daję jej nawet zacząć. - To o to ci chodziło wtedy w kawiarni - teraz po moich policzkach swobodnie spływa słona woda. - Vilu zrozum mnie, ja...
- Nie Ludmiła, nie zrozumię cię, jesteś moją najlepszą przyjaciółką i takie coś przede mną zataiłaś - wyparuje się w nią z wyrzutem.- Vio... - kręcę głową.
- Spotkamy się, ale teraz nie jestem w stanie.
Cześć - bąkam, zabieram swój beżowy płaszcz i wychodzę.
Dobrze wiedziała że pracuję u Verdas'a, czemu mi nie powiedziała że spotyka się z Camillą?
Czy tak trudno powiedzieć prawdę?
Wchodzę do swojego mieszkania i pierwsze co robię to rzucam się na łóżko i wybucham głośnym płaczem. Nienawidzę życia.
- Wyglądasz jak zombie - stwierdza Jack przyglądając się bliżej mojej twarzy.
Podnoszę wzrok i patrzę na niego z irytacją.
- Jack, proszę cię nie dobijaj mnie. - mówię i spowrotem wracam do pracy.
- Kochana, to widać! Hello, mamy dwudziesty pierwszy wiek! - krzyczy wymachując mi przed oczami reklamą firmy.
Jack to taka moja męska najlepsza przyjaciółka. Jest gejem, to wszystko wyjaśnia.
- Jacki pogadamy późnej, a teraz pozwól mi spokojne skończyć ten projekt, bo jak Verdas tego nie dostanie to będę miała przewalone, a ty razem ze mną! - krzyczę szptem i posyłam mu wymuszony uśmiech. Brunet głośno wzdycha, schodzi z mojego biurka i wychodzi.
Pukam do drzwi gabinetu Leona. To tak na wszelki wypadek, nie chcę powtórki, które niedawno zaistniały.
Słysząc proszę wchodzę do pomieszczenia, mężczyzna w tym czasie wypełnia jakieś dokumenty. - Tu masz ten projekt, o który prosiłeś. - tłumaczę, w tym samym czasie podaję mu żółtą teczkę. - Dzięki - mówi podnosząc wzrok. - Wow... wyglądasz
- Tak wiem, jak zombie czy coś, ale proszę cię, nie mówmy o tym. - podeszłam do białej kanapy, która znajduje się obok biurka Verdas'a. - Ciężki dzień? - pyta siadają obok mnie. Kiwam twierdząco głową i opieram się ręką o poręcz kanapy. Moje oczy powoli zaczynają się zamykać, zamiast płakać całą noc, mogłam poświęcić chodź troszeczkę czasu na sen.
O ironio, przecież to jestem ja! Zawsze wszytko robię na przekór.
- Jak poszło spotkanie? - zadaję pytanie, próbując nie zasnąć. - Dobrze, klienci byli zadowoleni, budowę zaczniemy już w następnym tygodniu. - mówi podekscytowany. Odwracam się w jego stronę i uśmiecham.
- To dobrze, bardzo dobrze - odpowiadam opierając się o jego ramię i powoli zamykam oczy.
Budzę się słysząc czyjeś szpety. Otwieram powoli oczy i spoglądam, Camilla i Leon.
- Cholera - klne w myślach. Postanawiam przysłuchać się rozmowie. - Wytłumaczysz mi to - krzyczy szeptem do Leon, gestem ręki pokazując na mnie. - Zaspała, co miałem zrobić? Wyrzuć ją? - opowiada. - Przydało by się - burczy niezadowolona. Zrezygnowany szatyn opiera się o biurko i wzdycha. - Teraz będziesz robiła mi scenki zazdrości?
Rudowłosa spogląda na niego morderczym wzrokiem, prycha i wychodzi.
Teraz już wiem co zrobię, mam plan i zamierzam go wcielić w życie. Camillo Smith szykuj się, teraz to ja będę górą.
Witam wszystkich!
Albo z dwie osoby😢
W ogóle ktoś mnie czyta?
Smutam...
Jeden plus na dzień dzisiejszy że jeszcze nie zawaliło moje podwórko śniegiem.
Jeszcze...
Czego ja teraz piszę o moim podwórku?
Zresztą, rozdział...
Ludmiła wiedziała, się trochę porobiło
Ale co tam...
Co ma być to będzie
Do następnego!
Tila