wtorek, 21 lutego 2017

II "Castillo"

Dedykacja dla JORTINI BLANCO




-  Nadal boli?  -  pyta spoglądając na mnie że współczuciem, w odpowiedzi lekko potrząsam głową. Ogólnie to siedzę teraz przy biurku obok gabinetu Leona ze złamaną ręką. Wiece co jest najgorsze? Że to jest ręka a nie ta cholerna noga, wtedy przynajmniej nie chodziłabym już w tym cholerstwie tylko w bardzo modnym gipsie. Wyczucie ten sarkazm. -  Mówiłam Rose że się złamie, a ona niee...  -  mówię z oburzeniem. Szatyn ze śmiechem potrząsa głową i wraca do swojego gabinetu. Pomimo tego że jest moim szefem dopiero jeden dzień jest bardzo miły w stosunku do mnie. No przynajmniej jak narazie.
-  Wiesz jak narazie skończyłam ostatni projekt, i... mogłabym wyjść na lunch?  -  uchylam lekko drzwi i spoglądam na Verdasa, który właśnie podpisuje jakieś papiery.
-  Tak, tak możesz iść, tylko jak wrócisz przynieś mi ostanie rachunki za ten miesiąc   -  odpowiada nawet nie podnosząc głowy z nad papierów.  -  Jasne  -
Wchodząc do kawiarni szukam wzrokiem wolnego stolika, po chwili znajduję. Siadam przy małym stoliczku przy oknie z małym bukietem tulipanów. Zamawiam zwykłą latte i jakieś ciastko i czekam. Stukając paznokciami o blat stolika rozmyślam. Nawet nie jestem świadoma tego dlaczego mnie przyją. Może po prostu nie chciało mu się szukać dalej i wziął pierwszą lepszą albo z powodu wyglądu.
Ale przecież ja nie jestem zbyt jak to ująć, nie mam takich "kształtów"?
Przyglądałam się wszystkim pracowniczą, duże piersi, wypełnione usta, idealne rysy twarzy co można więcej chcieć?
Nie to jest bez sensu, nawet nie wiem po co ja o tym myślę. W oddali widzę kierująca się w moją stronę blondynke. Przyglądam się jej bardziej, nie mam wątpliwości że to Ludmiła.
-  Vilu to ty?  -  pyta  z niedowierzaniem, siadając naprzeciwko mnie. Uśmiecham się lekko w jej stronę.  -  Tak ja. -  odpowiadam  -  Też nigdy nieprzypuszczałam że kiedykolwiek to założę  -  gestem dłoni pokazuję na swój ubiór. Mam na sobie białą ołówkową sukienkę, czarną marynarkę i te cholernie czarne szpilki.
-  Co ci się stało  -  spogląda na moją rękę, wyparuje się w nią i cicho wzdycham.  -  Mały wypadek  -  tłumaczę popijając latte.
-  Pracujesz u Verdas'a?!  -  wrzeszczy zwracając uwagę wszystkich wokół nas, gdy opowiadam jej o wszystkim. -  Tak a co w tym dziwnego?  -  unoszę brew do góry.  - Wiesz... nie nic  -  słyszę w jej głosie zakłopotanie.  -  Muszę  już lecieć, umówimy się  -  podnosi się że swojego dotychczasowego miejsca, całuję mnie w policzek na pożegnanie i kręcąc zmysłowo biodrami wychodzi z kawiarni. Jenak ja zastanawiam się o co jej chodziło.
-  Leon mam dla ciebie te...  -  wchodzę do jego gabinetu bez pukania, lecz zatrzymuję się w pół kroku gdy widzę zaistniałą sytuację.Mianowicie Verdas'a obejmującego się  z jakąś rudą kobietą. Ich wzrok momentalnie został skierowany na mnie. Gdy tylko rozpoznaje jej twarz mam ochotę wybiec stąd  i nigdy nie wrócić. Szybko spuszczam wzrok żeby mnie nie rozpozanała, kładę teczkę na biurko i zamierzam wyjść, ale przeszkadza mi w tym głos Verdas'a. - Cholera - klne w myślach  -  Violetta, chciałbym żebyś jutro przyszła na szóstą, przyjeżdżają klienci z Włoch, okay?  -  pyta odrywając się od niej. Stojąc nadal odwrócona do nich tyłem przytkuję.  -  A tu masz ten projekt, proszę przejrzyj go, chcę żeby wszystko było dokończone. Niechętnie się odwracam i nie patrząc na kobietę biorę od niego teczkę.  -  Castillo, no proszę... nigdy bym się po tobie tego nie spodziewała. Podnoszę niechętnie wzrok i napotykam ten znienawidzony przez ze mnie wredny uśmiech.  -  Nie rozumiem o co ci chodzi, a teraz wybacz ale mam pracę  -  bąkam cicho i jak najszybciej stamtąd wychodzę.
Że musiała pojawić się wtedy gdy wszystko zaczęło się układać.

No ja nie mogę! Czy to wszystko musi być takie do... niczego!? Kolejne rozdział, kolejny durny rozdział, kolejne dno. Nie ma co... ale to jest do niczego. Nawet nie wiem czego to opublikowałam... Żeby nie było to było pisane w godzinę. I takie to do niczego. DOBARA! Koniec żalenia się! Mam nadzieję... a dobra co się będę.
Do następnego (czyt. tandetnego) rodziłu xD 
Nie to jednak nie jest śmieszne...😢

Tila

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Świetny!
      Sorki, że nie komentowałam wcześniej! :)
      Nie mogę się doczekać następnego! 😄

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hejka!
      Rozdział jest super!
      No miło... Violetta już złamała sobie rękę...
      Verdas mógłby chociaż pozwolić jej (przez czas, gdy będzie nosić gips) na chodzenie w wygodniejszych butach. Chyba, że chłopak chce, by połamała sobie kolejną rękę... później nogi...
      Zastanawia mnie, o co chodziło Ludmile, gdy Violetta potwierdziła, że pracuje u Leona... Hmm...
      Co to za ruda kobieta u Verdasa?!
      Kim ona jest?!
      Skąd zna ją Violetta?!
      O co chodzi?

      Cudo!

      Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :)

      Buziaki
      Miss Blueberry

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: jestem ciekawa co to za "ruda małpa" klejła się do Verdasa.
      Biedna Vilu złamała ręke.
      Nie bądź taka krytyczna wobec siebie.
      Rozdział jest cudowny.
      Asia Blanco

      Usuń
  4. Z początku chciałabym podziękować za dedyk 😚
    Oj Castillo już rączka złamana.
    A propo co to za ruda małpa?
    Skąd zna Vilu?
    Castillo chyba jest zakochana w Verdasie. Coś tak czuje...
    Czekam na kolejny i zapraszam na rozdział do mnie 😙😙😙😙😘😘

    OdpowiedzUsuń